Te piękne słowa zostały wypowiedziane przez tytułowego bohatera „Romea i Julii” Szekspira. Trudno powątpiewać w ich prawdziwość. Sprawdzają się w niemal każdej dziedzinie życia, np.: w sztuce czy polityce. Wyjątkiem jest marketing…
Case AYDS
W komunikacji marketingowej dobranie odpowiedniej nazwy jest niezwykle ważne. Bardzo często ma decydujące znaczenie dla sukcesu rynkowego produktu. Znamy z historii sporo przypadków, kiedy nieumiejętnie dobrana nazwa doprowadziła do klęski. Prawdziwym „hitem” była np. nazwa środków odchudzających użyta w reklamie z 1982 r.
Na usprawiedliwienie marketingowców producenta – choroba AIDS dopiero zaczynała być powszechnie znana…
Case Jaśminowej Apteki
Zła nazwa produktu może prowadzić do rynkowej porażki, dobra – na pewno może pomóc. Znalezienie dobrej nazwy nie należy jednak do prostych zadań. Jak więc, powtarzając za Norwidem, „odpowiednie dać rzeczy słowo”? Gotowych recept i odpowiedzi, jak to zwykle w marketingu bywa, nie ma. Dlatego posłużę się przykładem.
Kilka tygodni temu odwiedzając dziadków w Garwolinie przekonałem się na własne oczy, jak działa umiejętnie dobrana nazwa. Sam raczej bym nie wpadł na pomysł nazwania apteki „jaśminową”. To słowo pozornie nie ma żadnego związku z apteką i przemysłem farmaceutycznym. Budzi jednak bardzo pozytywne konotacje. Apteka kojarzy się przeważnie z chłodnym, sterylnym miejscem, do tego pachnącym farmaceutykami. To nie miejsce, gdzie chodzimy z przyjemnością. Zwykle wpadamy tam po leki na przeziębienie.
Nazwa „jaśminowa” wywołuje zupełnie inne odczucia. Oddziaływuje na zmysły, przywodząc na myśl przyjemny, kojący zapach z Dalekiego Wschodu. Przyciąga wzrok, sprawiając że człowiek ma ochotę wejść do środka. Neutralizuje chłód, z jakim zazwyczaj kojarzą się apteki. Pozytywne wrażenia wzmacnia ciepły pomarańczowy kolor, użyty jako tło szyldu.
Nazwa „Apteka Jaśminowa” jest dla mnie absolutnym strzałem w dziesiątkę. Świetnie spełnia swoją rolę wytwarzając w głowach klientów pozytywny wizerunek apteki. Na etapie pierwszego kontaktu klienta z marką – absolutnie bezcenne…
PS. o znaczeniu szyldów w marketingu pisałem kilka miesięcy temu!
Witam,
OdpowiedzUsuńPorównanie tych dwóch case`ów do których się odniosłeś rzeczywiście jest trafne. Choć o wiele bardziej przemawia i trafia do mnie ten pierwszy przykład z AYDS (producent zaliczył niezłą wpadkę)
Jako kolejny przykład złej nazwy dla produktu przytoczę Golden Gaytime (ice-cream)(lody sprzedawane w Australii.
Można się zastanowić czy autor nazwy produktu nie chciał tym zagraniem zwiększyć rozpoznawalność. Ale według mnie to nie był za dobry ruch z ich strony :). Pozdrawiam serdecznie
Michał Dziewiałtowski
Witaj,
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Pierwszy case bardziej przemawia do wyobraźni ze względu na skalę pomyłki. Przykład pozytywny jest o wiele skromniejszy, ale mnie osobiście bardzo przypadł do gustu.
Co do casu Golden Gaytime to wcześniej o nim nie słyszałem. Pytanie co było celem takiego działania i do kogo było skierowane. Jeżeli celem było po prostu zwiększenie rozpoznawalności wśród wszystkich odbiorców poprzez wzbudzenie kontrowersji to nie był dobry ruch. Jeżeli jednak działanie było targetowanne na mniejszości seksualne (chociaż trudno mi to sobie wyobrazić) to czemu nie...
Pozdrawiam
JL
Ps. zajrzałem na Twój blog. Tematyka leży w gestii moich zainteresowań. Postaram się często wpadać...
Mam nawet dość duże doświadczenie z marketingiem, ale powiem szczerze, że cały czas szukam jeszcze tego idealnego sposobu. Bardzo polecane było narzędzie https://push-ad.com/pl/dla-wydawcow/ I chętnie dowiem się o nim od Ciebie jakiś informacji. Czy wiesz, co to jest?
OdpowiedzUsuń