Poczucie humoru i dowcip w reklamie to zwykle dobry pomysł. Zazwyczaj pomaga, ale jak twórca reklamy posunie się za daleko, może przysporzyć sporo kłopotów. W ostatnich dniach przekonał się o tym lider grupowych zakupów Groupon. Wyemitowana w trakcie ostatniego Super Bowl reklama, wykorzystująca motyw Tybetu, wywołała w USA małą burzę. Najgłośniej protestowali obrońcy praw człowieka.
Super Bowl oglądała w Stanach rekordowa ilość widzów – aż 111 mln. Można spokojnie przyjąć, że spora część z nich widziała feralną reklamę Groupona:
Największą złość obrońców praw człowieka było „lajtowe” podejście marketingowców Groupona do kwestii tybetańskiej. Trudno się nie zgodzić z human rights watchers. Historia zaczyna się od brzmiącej jak ostrzeżenie opowieści o zagrożonej tybetańskiej kulturze, by kilka sekund później przejść w banał o fantastycznym fish curry serwowanym w jednej z restauracji w Chicago (które na dodatek można mieć za pół ceny). Z tego punktu widzenia reklama Groupona jest po prostu bezmyślna. Nie widzę nic śmiesznego w losie Tybetańczyków od lat prześladowanych przez chińskie władze.
W tym miejscu powinienem przyłączyć się zapewne do chórku krytyków Groupona, ale tego nie zrobię. Marketingowcom Groupona na pewno zabrakło zdrowego rozsądku, ale na ich usprawiedliwienie powiem tylko jedno: praca w pośpiechu nie popłaca! Proszę zerknąć na komentarz J. Levine, jaki pojawił się pod filmikiem na YouTube:
“I wrote these commercial. They were designed to get a response. But not just for Groupon, but for the charities. Problem was we had to shoot, edit, mix, and finish before the Super Bowl deadline – 3 weeks from start to finish – so we missed a few details, like adding the SaveThe Money.Org on the end card, and the pre-apology we were meant to attach to their daily e-mails pre Super Bowl. Sadly these mistakes have caused a wicked backlash on a very philanthropic company."
Może jestem naiwny, ale wierzę tym słowom. Presja otoczenia, kończący się czas, ogromne oczekiwania – każdy z Was na pewno zna to autopsji. W takich sytuacjach trudno ustrzec się błędów. Mam nadzieję, że Grupon i jego dział marketingu wyciągnie wnioski z tej lekcji. Śmieszne spoty działają, pod warunkiem że nie przekroczy się granicy dobrego smaku, i nie zapomni o dodaniu końcowego ujęcia (end card)...
Ps. jak dla mnie najśmieszniejsza rzecz w tym spocie to nazwanie fish curry potrawą tybetańską. W komentarzu NEmime na You Tube przeczytałem, że “…Tibetans in Tibet do not eat fish although it would be a good if they did.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz