wtorek, 11 stycznia 2011

Zagłosuj na mój blog! Dzisiaj kończy się etap wysyłania SMS!

Drogi Czytelniku! Jeżeli zaglądasz na blog "Marketing, książki i życie" to zagłosuj proszę na niego w konkursie "Blog Roku 2010". Wystarczy wysłać SMS o treści B00098 na nr 7122. Głosowanie kończy się dzisiaj (czwartek, 20 stycznia) o godz. 12:00! Kandyduję w kategorii blogi profesjonalne. Będę wdzięczny za Twój głos! Z góry dziękuję za SMS i proszę... trzymaj też za mnie kciuki!

UWAGA: w numerze bloga znak "0", to cyfra zero. Pamiętaj, by nie wstawiać spacji w SMS! SMS kosztuje 1,23 zł brutto, a cały dochód z akcji SMSowej idzie na sfinansowanie turnusów rehabilitacyjnych dla osób niepełnosprawnych.

Więcej informacji o konkursie "Blog Roku 2010 r. znajdziesz na stronie organizatorów konkursu!

Zapraszam również na stronę blogu "Marketing, książki i życie" na Facebooku!

Z wyrazami szacunku
Jacek Lipski

PS. Jeszcze raz przypominam, że głosowanie SMS kończy się w czwartek 20 stycznia, o godz. 12:00!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Czy Starbucks podąża drogą GAP?

Wally Ollins, nazywany ojcem współczesnego brandingu, powiedział kiedyś „design is strategy made visible”. Kierownictwo Starbucks wzięło sobie słowa słynnego Brytyjczyka do serca i w 40-rocznicę powstania firmy zaplanowało prawdziwą rewolucję. Wraz ze zmianą strategii zmienione zostanie również słynne logo Starbucks!



Powody zmiany
Jak mówi CEO firmy ze Seattle, Howard Schultz, „świat się zmienił, Starbuck również…”, a organizacja chce „to think beyond a coffea”. Posłuchaj krótkiej wypowiedzi Schultza objaśniającego motywy decyzji:


Jak donoszą media powodem zmiany logo są zmiany w strategii całej firmy. Starbucks z nowym logo ma w założeniu przestać kojarzyć się klientom wyłącznie z kawą. Firma chce bowiem rozszerzyć swoją ofertę, m.in. o marki własne sprzedawane w wielkich sieciach handlowych oraz o piwo i wino, które zacznie oferować w niektórych kawiarniach. 

Co na to fani marki?
Brzmi to bardzo inspirująco, ale plan kierownictwa firmy może napotkać na swojej drodze zasadniczą przeszkodę. Zwykli ludzie odwiedzający kawiarnię Starbucks nie dostrzegą zapewne różnicy w wyglądzie szyldu wiszącego nad drzwiami lokalu. Dla nich zmiana będzie nieodczuwalna. Co innego fani Starbucks. Dla nich zniknięcie nazwy „Starbucks” oraz słowa „kawa” z logo firmy jest prawdziwą rewolucją!  

Tego kierownictwo kawowego giganta lekceważyć nie może, ponieważ Starbucks ma status marki kultowej. Management musi liczyć się z opinią fanów marki, których można spotkać pod prawie każdą szerokością geograficzną. W ich przypadku w grę wchodzą autentyczne emocje oraz przywiązanie do brandu, które czasem może przynieść tak skrajne reakcje, jak chociażby gwałtowny sprzeciw przeciwko zmianie. Na własnej skórze odczuło to w minionych latach kilka równie znanych marek. W poprzednich postach wspominałem o porażkach rebrandingu Tropicany i obecnych kłopotach LOT. Poważnym ostrzeżeniem dla Starbucksa powinien być przede wszystkim case firmy odzieżowej GAP. Kilka tygodni temu GAP dosłownie z dnia na dzień zmienił swoje logo w internecie. Reakcja fanów była błyskawiczna. W social media wybuchła fala protestów, a firma przywróciła stare logo 2 dni potem.

Czy Starbucksowi grozi powtórka scenariusza GAP?
Moim zdaniem - niekoniecznie. GAP postawił na rewolucję. Wprowadził zmianę bez ostrzeżenia i konsultacji z fanami.  

Starbucks stawia na ewolucję! Nowe logo zapowiedziano i pokazano na kilka miesięcy przed jego oficjalnym debiutem. Według zapowiedzi w marcu ma pokazać się na firmowych serwetkach, a na kubkach zadebiutuje nieco później. Mówi się również o kampanii promującej nowy znak. W ten sposób firma chce zapewne nieco oswoić miłośników marki przez zmianą. Czy ta strategia przyniesie oczekiwane efekty? 

Jak na razie pierwsze reakcje fanów nie są obiecujące. Na stronie Starbucksa pojawiło się sporo negatywnych komentarzy. Zobaczymy co będzie dalej, ale jedną rzecz wiemy na pewno. Firma sporo ryzykuje! W dobie social media każda zmiana elementu designu marki kultowej jest jak operacja chirurgiczna na otwartym sercu. Nigdy nie wiadomo, co może stać się z pacjentem…

 PS. Warto wiedzieć, że to nie jest pierwsza zmiana logo firmy w jej 40-letniej historii (patrz zdjęcie powyżej). Poprzednie trzy zmiany przebiegały raczej bez większych zakłóceń.

niedziela, 9 stycznia 2011

Marketingowe porażki – obsługa klienta w Polsce, część druga

„Nasz klient, nasz Pan”, „u nas najcenniejszy jest Klient”, „stawiamy na jakość obsługi”, „najwyższe standardy” – chyba nie ma w Polsce firmy, która nie posługuje się w komunikacji marketingowej podobnymi frazesami. Widzimy je wszędzie: na stronach internetowych, w reklamach telewizyjnych, na ulotkach i plakatach. Szkoda tylko, że te pięknie brzmiące obietnice są najczęściej bez pokrycia. 


Inspiracji do napisania postu dostarczył mi zakończony kilka tygodni temu remont mieszkania. Przed rozpoczęciem prac budowlanych nie wierzyłem w prawdziwość twierdzenia, że remont obok, m.in.: rozwodu, jest jedną z najbardziej stresujących sytuacji w życiu. Teraz wiem to na pewno! Remont może okazać się prawdziwą traumą, głównie dzięki poziomowi usług świadczonych przez naszych rodzimych „fachowców od remontów”

Specjaliści od remontów czyli kopanie klienta w tyłek
W niedawno recenzowanej na moim blogu marketingowym książce Jacka Pogorzelskiego „Mity marketingowe” można znaleźć opis kilku stereotypów ciągle żywych w świecie speców od remontów i firm budowlanych. Niektórzy z nich ciągle wierzą, że:

„Wszystko będzie OK, gdy będziesz głaskał klienta po głowie z jednej strony, a kopał go w tyłek z drugiej!"

Specjalność dnia naszych fachowców to składanie obietnic bez pokrycia, zwłaszcza co do terminu rozpoczęcia prac lub ich finalizacji. Komunikacja z klientem oraz zwykła ludzka rzetelność, także pozostawiają wiele do życzenia. 

Przykład numer 1 to Pan Jakub S. z Hrubieszowa, którego miałem nieszczęście wynająć do wyremontowania łazienki i toalety. Termin rozpoczęcia prac przekładał jakieś 3 razy, w rezultacie straciłem 2 tygodnie czasu. W dniu, kiedy po raz pierwszy umówił się ze mną na obejrzenie mieszkania i rozpoczęcia pracy, spóźnił się jakieś 7 godzin. Zamiast o 12:00, przyjechał o 19:30, nie widząc w tym nic dziwnego i nie informując o kłopotach z dojazdem. Następnego dnia, zamiast rozpocząć pracę, imprezował z kuzynem. Zapomniał oczywiście, że był ze mną umówiony na godzinę 13:00, a kiedy zwróciłem mu telefonicznie uwagę, śmiertelnie się na mnie obraził. Kilka następnych dni upłynęło w dosyć nerwowej atmosferze, ale moja cierpliwość wyczerpała się w piątek. 

Pomijam już fakt, iż koleś był jednym z najbardziej niewychowanych ludzi, jakich zdarzyło mi się w życiu spotkać. W piątek wpadł bowiem na genialny pomysł, że będzie łatał dziury w posadzce łazienki, zamiast wylać ją od nowa. Nawet taki laik jak ja wiedział, że to kompletny idiotyzm. Jak to uzasadniał Pan Jakub S. z Hrubieszowa? „Szkoda czasu. Przecież to będzie tak długo schło…” W tym momencie szlag mnie trafił. Jak na dodatek ten, tzw. „fachowiec”, zaczął po raz kolejny rozmowę o zaliczce, postanowiłem mu podziękować . Do tej pory żałuję, że nie wyrzuciłem go po pierwszym dniu i wyrzucam sobie, iż w przypływie przyzwoitości zapłaciłem mu za to co niby przez te kilka dni „zrobił”. Już nigdy więcej nie zatrudnię gości z takich co to mówią „będzie Pan zadowolony…”

Przykład nr 2 to firma JRG Dom Salon Drzwi i Okien z Głuska, gdzie zamówiłem drzwi wewnętrzne Polskone wraz z montażem. Na początku wszystko wyglądało wspaniale. Przyjechali do domu, zrobili pomiar futryn, następnie podpisałem umowę w ich siedzibie i wpłaciłem zaliczkę. Zgodnie z umową na wyprodukowanie i zamontowanie drzwi oraz ościeżnic miałem poczekać 4-5 tygodni. Po 7 tygodniach drzwi przyjechały z Niemiec i zaczęły się problemy. Okazało się, że:

- Polskone "zapomniało" zapakować rozet podklamkowych
- dwie ościeżnice zupełnie nie pasują, ponieważ spec z firmy JRG, Pan Radosław N., pomylił się przy pomiarze grubości ściany o kilka centymetrów!!!

Byliśmy z żoną po prostu wniebowzięci po zakomunikowaniu nam tych newsów przez dostawcę. Firma przeprosiła nas za kłopot i obiecała wymienić towar na nowy, co udało się jej załatwić po kolejnych 2 tygodniach. Cała operacja realizacji zamówienia zajęła więc firmie JRG 9 tygodni, zamiast zapisanych w umowie 4-5. Do mega żenującej sytuacji doszło także, kiedy upomnieliśmy się o rabat jako rekompensatę za niewywiązanie się z umowy w terminie. Niezrównany i błyskotliwy spec z firmy JRG, Pan Radosław N. stwierdził, że przecież „gwarantujemy Państwu montaż na najwyższym poziomie”. Zapomniał oczywiście, że ten montaż jest wliczony w cenę zamówienia. Po dłuższym zastanowieniu postanowił jednak wraz ze swoją firmą przyznać nam rabat w wysokości… 50 zł. Jak widać, dla firmy JRG czas klienta (4 tygodnie spóźnienia) nie jest przesadnie cenny. 

W sferze deklaracji wygląda to oczywiście zupełnie inaczej. Pozwolę sobie zacytować słowa ze strony internetowej JRG! „Tworzymy zespół odpowiedzialnych fachowców, dla których priorytetem jest zaspokojenie oczekiwań i potrzeb osób decydujących się na współpracę z naszą firmą. Służymy fachowym doradztwem i wszechstronną obsługą Klienta. Zapewniamy profesjonalny autoryzowany montaż potwierdzony certyfikatami oraz bezkonkurencyjną obsługę posprzedażną”.

Kończąc temat remontów sięgnę po kolejny przykład z pokrewnej trochę dziedziny. W moim odczuciu ściśle związany z remontem i wyposażaniem nowego mieszkania. 

Przykład nr 3 to sklep internetowy Mix Media, gdzie zamawiałem sprzęt AGD i RTV. Deklaracje? Cytat ze strony internetowej firmy: liczący obecnie ponad 50 osób zespół Mix-media stale doskonali umiejętności w zakresie  obsługi klientów…” Rzeczywistość? Panowie z fili lubelskiej sklepu, którzy odpisują na maile po kilku dniach albo w ogóle, lub zapominają oddzwonić z obiecaną wcześniej informacją o terminie dostawy. Jak nie zadzwonisz sam i nie zadbasz o swoje interesy, to na towar możesz czekać i czekać...

Nie tylko remonty czyli epopei o obsłudze klienta ciąg dalszy
Oddając sprawiedliwość naszym specom od remontów, także w innych sektorach rodzimej gospodarki można spotkać podobne przypadki. Absolutnie niedoścignionym wzorcem w tej dziedzinie jest nasza kolej. Poziom obsługi klienta w PKP i reszcie kolejowych spółek jest wręcz legendarny, ale o tym pisałem już w poprzednim poście. Ostatnimi czasy udało mi się znaleźć kilka równie ciekawych przypadków. 

Zacznę od kolejnego klasyka, czyli Telekomunikacji Polskiej. Tepsa wraz ze swoją słynną niegdyś „Błękitną Linią” zdawała się wkraczać na powolną ścieżkę zmian. Jak wyboista jest ta droga przekonało się sporo klientów Telekomunikacji, w tym rodzice mojej żony. Jakieś dwie miesiąc temu wysłali do TP pismo z rezygnacją z telefonu stacjonarnego. Od tego czasu zapadła cisza. Zero odzewu, a telefon nadal działa. Tepsa postanowiła chyba wziąć swoich klientów na przeczekanie. Pewnie zapomnieli, że w misji firmy widnieje deklaracja, że T TP S.A. chce „zapewniać klientom satysfakcję i zadowolenie ze współpracy”.

Inna branża, ale poziom obsługi podobny. Centrum Warszawy, Złote Tarasy, sklep Saturn. Wyskoczyłem na chwilę z pracy, by kupić kabel do kamery cyfrowej. Nie za bardzo wiem, gdzie szukać i jak ten kabel wygląda. Pytam po kolei w 3 stanowiskach i za każdym razem odsyłają mnie, gdzie indziej. Lekka konsternacja. Podchodzę do grupy kilku zawzięcie dyskutujących pracowników i proszę o pomoc. Jakiś koleś, zajęty rozśmieszaniem swoich koleżanek, mówi: “Trzeci rząd, skręcić w prawo i tam Pan sobie poszuka”. „Wielkie dzięki za pomoc i dokładne wskazówki” – myślę sobie, grzebiąc kilka minut później w stosie kabli. Przy okazji przypominam sobie, że na stronie internetowej Saturn chwali się otrzymaniem złotego godła ogólnopolskiego konkursu Laur Konsumenta 2010.

Na zakończenie - Cyfrowy Polsat. To raczej drobiazg w porównaniu z przypadkami opisanymi powyżej. Obsługa z salonu w Hrubieszowie sprzedając antenę i dekoder „zapomniała” wspomnieć nam o małym drobiazgu. W wielu miejscach w Polsce dekoder jest bezużyteczny, ponieważ antena nie łapie zasięgu. W odbiorze sygnału może przeszkodzić blok z naprzeciwka, a nawet rozwieszone pranie czy liście drzew. Tutaj mam jednaj największe pretensje do samego siebie. Każde większe zakupy w naszym kraju należy przecież poprzedzić dokładnym researchem w internecie. Na informację od obsługi liczyć raczej nie można!

Komunikacja i rzeczywistość: odwieczni wrogowie
Opisane powyżej przypadki to tylko wierzchołek góry lodowej. Bez zbytniego wysiłku na pewno mógłbyś wymienić co najmniej kilka podobnych zdarzeń, jakie miałeś „nieszczęście” przeżyć w swoim życiu. Szkopuł tkwi w tym, że wiele firm w Polsce ciągle wierzy w kilka mitów marketingowych opisanych w książce Jacka Pogorzelskiego. Stereotyp o „głaskaniu klienta w głowę i kopaniu w tyłek” już wspomniałem. Dochodzi do tego mit o „rzeczywistości, która daje się zaklinać”, co prowadzi do stosowania komunikacji opartej na overpromise, czyli obietnicy, która nigdy nie zostaje spełniona. Litanię zamyka zaś wiara w tezę o „komunikacji, która powinna pokazywać rzeczywistość lepszą niż jest”. Przez to wszystko firmy świadczące usługi w Polsce cierpią na chroniczny brak spójności, pomiędzy tym co komunikują, a tym co dają klientom w rzeczywistości. Papier, ulotka czy strona internetowa przyjmą przecież wszystko, a klientom pozostaje tylko niesmak, złość i zgrzytanie zębami.

Kolejna część cyklu na marketingowych porażkach jeszcze w styczniu! Tym razem napiszę kilka słów o służbie zdrowia.

PS. interesujący artykuł na podobny temat znajdziecie na blogu Jacka Pogrzelskiego z Prime Code. Tytuł brzmi: „Musisz tak działać, a nie tylko to komunikować”.

piątek, 7 stycznia 2011

„Mali mogą więcej. Marketing małej firmy czyli wojna o rynek” Gabriela Antczak

Prowadzisz małą firmę? Chciałbyś ją rozwinąć? A może myślisz o założeniu własnej działalności? W każdym z tych przypadku sięgnij po książkę Gabrieli Antczak. Ten krótki i przystępnie napisany poradnik marketingowy ujął mnie swoją prostotą. Autorka, unikając zbędnego teoretyzowania, krok po kroku objaśnia jak prowadzić profesjonalne działania marketingowe w małej firmie. 

W czasach błyskawicznego rozwoju internetu i social media konkurencja na rynku zaostrza się. Chcąc utrzymać się na powierzchni, nie wspominając o odniesieniu sukcesu, nawet drobny przedsiębiorca musi prowadzić marketing. Na przeszkodzie może stanąć mu wiele czynników. Najgorszym z nich jest pokutujący wśród małych firm stereotyp, że marketing to rodzaj wiedzy tajemnej zarezerwowanej wyłącznie dla wielkich korporacji. Ten absurdalny przesąd nie pozwala im rozwinąć biznesu na większą skalę. Jeżeli borykasz się z podobnym problemem, sięgnij po książkę „Mali mogą więcej”. Gabriela Antczak przekona każdego niedowiarka, że marketing jest dla ludzi!

Ostrzeżenie dla czytelników
Zanim sięgniesz po książkę Antczak muszę Cię ostrzec! Czego na pewno nie znajdziesz w książce „Maili mogą więcej”?

- nudnego wstępu,
- teoretycznych wywodów i formułek,
- nadętych słów i niezrozumiałych skrótów,
- anglojęzycznej terminologii.

Jeżeli szukasz kolejnego podręcznika marketingowego to stanowczo odradzam Ci lekturę książki „Mali mogą więcej”. Niczego takiego nie znajdziesz i będziesz rozczarowany. Jeżeli poszukujesz konkretu i wiedzy praktycznej, to nie mogłeś trafić lepiej! Autorka jest doświadczonym praktykiem zarządzania i doradcą marketingowym z Poznania, na dodatek obdarzonym zdolnością przekazywania swojej wiedzy w łatwy do zrozumienia sposób. 

Konkrety
Czego dowiesz się z książki „Mali mogą więcej”? Gabriela Antczak systematyzuje stare, sprawiające wrażenie banalnych, prawdy, o których jakże często zapomina się w codziennej biznesowej praktyce. Przypomina 3 oczywiste prawdy marketingowe:

Marketing to wojna o najlepsze miejsce w świadomości klienta.
Marketing to walka na percepcje.
W marketingu lepiej jest być pierwszym niż lepszym.

Na tej podstawie Gabriela Antczak formułuje szereg wskazówek praktycznych. Przekonuje, że marketing jest codziennością każdej, nawet najmniejszej, firmy. O czym więc każdy właściciel firmy pamiętać powinien? Czytaj 20 konkretnych wskazówek od autorki książki „Mali mogą więcej”!

1. Do klienta mówisz pokazując mu korzyści, a nie produkt czy usługę. Klienci kupują korzyści i skojarzenia.
2. Nie obawiaj się pomysłów i zrób absolutnie wszystko, by je zrealizować.
3. Pamiętaj, że dobre pomysły przytrafiają się ludziom spostrzegawczym i ciekawym świata, a zwyciężają tylko pasjonaci.
4. W prowadzeniu firmy konieczna jest wizja i cel oraz plan prowadzący do ich zrealizowania.
5. Zanim rozpoczniesz odpowiedz sobie na pytanie: jaki jest Twój wyróżnik? Dlaczego to właśnie do Ciebie powinien przyjść klient?
6. Przy planowaniu skorzystaj z prostej analizy SWOT czyli zrób firmowy rachunek sumienia.
7. Zanim przystąpisz do bitwy skup się na przygotowaniach. Zacznij od nazwy firmy, następnie zaprojektuj logo i wymyśl hasło reklamowe, np.: „Piękno rodzi się tutaj” dla salonu SPA. Wszystkie te elementy muszą się łączyć w spójną całość.
8. Z hasła musi coś naprawdę wynikać, piękne brzmienie to nie wszystko.  
9. Doceniaj gwarancję, raz przekonanego klienta upewniaj, że podjął właściwą decyzję. Znaczniej drożej jest pozyskać nowego niż utrzymać dotychczasowego klienta.
10. Twoje działania muszą być konsekwentne, systematyczne i spójne.
11. Korzystaj z okazji, bo okazja czyni przedsiębiorcę: zawsze miej przy sobie wizytówki, uczestnicz w konferencjach, szkoleniach i spotkaniach biznesowych, przygotuj papier firmowy, korzystaj aktywnie z internetu.
12. W marketingu Twojej firmy najważniejsze jest co i jak: zgodność koncepcji, uwzględnienie potrzeb i oczekiwań klienta, prawidłowe ustalenie ceny i dopasowanie do możliwości finansowych firmy.  
13. W marketingu nie ma prawd oczywistych, o wszystkim decyduje klient i to co chce usłyszeć.
14. Wykorzystuj tylko te narzędzia, które pasują do klienta, stosuj ich kombinację, nie zapominając, że  to Twój klient decyduje, gdzie się reklamujesz.
15. Bez internetu ani rusz: dobra i aktualna strona WWW jest Twoją wizytówką. Wykup własne domeny, załóż bloga, buduj bazę klientów, korzystaj z emaili i portali z bezpłatnymi ogłoszeniami.  
16. Współpracuj z innymi przedsiębiorcami, np.: barter, promocja wzajemna, outsourcing.
17. Znudzony klient to stracony klient.
18. Plan marketingowy: najpierw ustal co chcesz powiedzieć klientowi, później opracuj jak tę informację przekażesz,
19. Działaj na wszystkich frontach, to zwiększy Twoje szanse. Organizuj konkursy dla klientów, zdobądź referencje i wykorzystuj je, zbuduj system reklamacyjny, kontroluj konkurencję. Dbaj o pracowników, współpracowników i dostawców,
20. Nie przestawaj wdrażać akcji marketingowej, kiedy firma ma się dobrze. Jak nadejdą kłopoty to będzie za późno. 

Małe jest piękne
20 kluczowych wskazówek, jakie wymieniłem powyżej, mogą być zastosowane przez każdego pasjonata dla rozwoju własnego biznesu. Książka zawiera o wiele więcej istotnych informacji, niż te wybrane i opisane na łamach mojego bloga marketingowego, dlatego z czystym sercem polecam jej lekturę każdemu. Powinni zapoznać się z nią zwłaszcza Ci rozważający otworzenie własnej działalności oraz początkujący przedsiębiorcy, którym brakuje marketingowego wykształcenia. Nie jesteś do końca przekonany, że marketing to coś dla Ciebie i Twojej firmy? Sięgnij po książkę Gabrieli Antczak i nie zapominaj, że wprawdzie to duży może więcej, ale za to małe jest piękne…

Jedyna niedoskonałość poradnika „Mali mogą więcej” to pominięcie tematu związanego z tworzeniem przez przedsiębiorców baz danych oraz zasad ich wykorzystywania w marketingu (np.: konieczność uzyskania zgody na przetwarzanie danych do celów marketingowych). Autorka pomija milczeniem rygorystyczne przepisy ustawy o ochronie danych osobowych. 

PS. książkę wydało wydawnictwo internetowe Placet, cena - 25 zł.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Kontrowersja i prowokacja w reklamie – część trzecia

Pierwszy post w Nowym 2011 Roku! Zaczynam od przerażającego maila reklamowego, jaki firma DRB Centrum Odszkodowań wysłała w Sylwestra mojej koleżance z pracy, za pośrednictwem Interii. Entuzjazmu raczej nie wzbudził, za to skutecznie popsuł poranny nastrój i obrzydził smak kawy. „Shockvertising” nie zawsze się opłaca. Jeżeli już się na niego decydujemy, to warto go robić z głową.

Reklamy wszelkiego rodzaju ubezpieczeń i usług medycznych zachęcają do straszenia odbiorców. Zamiast szukać korzyści dla klienta można przecież pójść na łatwiznę i postraszyć go konsekwencjami niewykupienia polisy. Wypadek, śmierć, kalectwo – nie należą może do najprzyjemniejszych tematów, ale są za to bardzo łatwe do obrazowego przedstawienia. Pytanie brzmi tylko, po co?

Wystarczy rzut oka na materiał reklamowy DRB, by stwierdzić że jednym efektem wywołanym u odbiorcy może być tylko niesmak lub strach. Kto rozsyła tego typu mailingi w Sylwestra, kiedy ludzi myślą o przyjemnościach typu bale, prywatki i imprezy? 

Podejrzewam jakiegoś marketingowca-kamikadze!

Dla mnie ten mailing jest co najwyżej niesmaczny, ale u bardziej wrażliwych osób może wywołać silne uczucie strachu. Jeżeli celem kampanii było wystraszenie odbiorców to muszę przyznać, że DRB na pewno się to udało. Podejrzewam jednak wystąpienie małego efektu ubocznego. DRB mogło też skutecznie odstraszyć klientów! Od korzystania ze swoich usług…

Kolejna część postu o kontrowersyjnych i prowokacyjnych reklamach niebawem! Czytaj część pierwszą i drugą!