środa, 25 sierpnia 2010

Marketing jest jeden?


Marketing partyzancki, radykalny, bezpośredni, polityczny, afiliacyjny, one to one, B2B, B2C, interaktywny – w ostatnich latach dotąd proste i jednoznaczne pojęcie rosło jak na drożdżach i pączkowało. Powstało milion odmian marketingu, często tworzonych na potrzeby napisania kolejnego bestsellera i wypchania forsą portfela jego autora. Nie zapominając oczywiście o pozycji guru w marketingowym światku oraz road shows po wszystkich zakątkach naszej planety. Wykłady, tantiemy i artykuły w gazetach – tak to wszystko zaczęło w ostatnich latach wyglądać. Rozwój sieci ułatwił dostęp do liczniejszego niż dotąd grona potencjalnych wyznawców szerzących wokół siebie nową religię. Proroków było tak wielu, że ich nazwisk nie sposób zapamiętać. Zresztą na pewno wiecie o kogo chodzi…

Czy rzeczywiście marketing ma dziesiątki odmian, czy też ma rację naczelny „Briefu” Kiszluk pisząc, że tak naprawdę jest jeden? Nie będę podsuwał gotowej odpowiedzi. Moim skromnym zdaniem marketing może i jest jeden, a jego zasady były względnie stałe przez setki lat – do czasu aż pojawiły się social media. Argument, że podobnie mówiono jak Guttenberg wynalazł druk, uważam za zupełnie chybiony. To tak jakby porównywać F16 do szybowca…

Internet oraz media społecznościowe wszystko zmieniły. Nic, a już na pewno marketing, nie będzie już takie samo. Konsumenci zyskali potężną broń, na którą jak na razie świat wielkich marek i korporacji nie znalazł odpowiedzi (i mam nadzieję, że nie znajdzie). Słowo klienta odzyskało swoje utracone niegdyś znaczenie. Marketing, a raczej obecni decydenci marketingowi, muszą się dostosować do zasad panujących w świeci 2.0, a wkrótce 3.0. Innej drogi nie ma. Nie warto kopać się z koniem…

PS: opornym na wiedzę polecam lekturę Davida Meermana Scotta oraz Li i Bernoffa. CAŁA WŁADZA W RĘCE LUDU!

wtorek, 24 sierpnia 2010

"How to blog effectively for business" - lekcja pierwsza


Właśnie zakończyłem pierwszą lekcję marketingowego kursu na Inbound Marketing University. Początkowy wykład prowadzony przez specjalistów z Marketing Proofs Ann Handley(Chief Content Officer) i Macka Colliera (blogging and Twiter specialist) dotyczył efektywnego blogowania.

Zajęcia prowadzone w formie omawianej prezentacji widocznej na ekranie (głosy prowadzących w tle) były średnio interesujące. Generalnie dotyczyły zasad blogowania, budowy bloga, czyli rzeczy przydatnych ludziom dopiero zaczynających przygodę z blogosferą. Najcenniejsze rzeczy, jakie wychwyciłem, pojawiały się na samym końcu, w fazie pytań od uczestników na które odpowiadali prowadzący:

1. Jak reagować na negatywne komentarze na firmowym blogu? Co robić jeżeli jest ich strasznie dużo? Na pewno nie wolno ich kasować. Sposób, w jaki sposób rozegramy sprawę z negatywnymi komentarzami w sieci mówi o nas wszystko. Jeżeli pomożemy skarżącym się w załatwieniu ich spraw, rozwiązaniu problemów to internauci na pewno to docenią. Poza tym należy pamiętać, że negatywny post na blogu, nawet z wyzwiskami i wulgaryzmami, to często krzyk rozpaczy klienta, któremu nie zapewniono dobrej obsługi w świecie off line...

2. Jak sprawić, by wzrosła liczba czytelników? Tutaj odpowiedz jest prosta. Linki przychodzące i wychodzące, słowa kluczowe oczywiście mają swoje znaczenie, ale powinny one ustępować przed treścią. Jak mówią: "CONTENT IS THE KING". Dobra, ciekawa treść oscylująca wokół kilku kluczowych, starannie dobranych tematów, jakim jest poświęcony blog, sprawi że czytelnicy na pewno go odnajdą w sieci.

Końcowa ocena lekcji pierwszej inbound marketingu: 3+

PS: jutro biorę się za kolejną lekcję. Tym razem "SEO Crash Course to Get Found" prowadzoną przez Lee Oddena z Top Rank Online Marketing. Relacja gwarantowana!

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Inbound Marketing University


Zgłębiając temat inbound marketingu znalazłem w sieci Inbound Marketing University, prowadzony, m.in.przez autorów recenzowanej przeze mnie książki "Inbound marketing" Halligana i Shaha.

Po zalogowaniu zyskuje się dostęp do 16 godzin webinaries (lub plików PDF) zawierających kompendium wiedzy na temat inbound marketingu. Po zakończeniu 16 lekcji można przystąpić do egzaminu on-line. Autor przynajmniej 75% poprawnych odpowiedzi otrzymuje certyfikat experta inbound marketingu!

Jak na razie za nic trzeba płacić, także przystępuję do nauki. Dzisiaj zaczynam od lekcji nr 1 - "How to blog effectively for business". Zajęcia prowadzą Ann Handley i Mack Collier z firmy Marketing Proofs.

Obiecuję na bieżąco zdawać relacje ze swoich postępów! Dam znać, czy warto się w to bawić. Mała uwaga: kurs jest dostępny wyłącznie w wersji anglojęzycznej!

PS: By the way, jeżeli jesteś zainteresowany tematem inbound marketingu w polskim wydaniu to polecam odwiedzić stronę Jarosława Jopka.

czwartek, 19 sierpnia 2010

5 największych kłamstw firm zajmujących się SEO


W oryginale: "Five Great Lies of SEO Companies" by Matt Connelly, Matrix Marketing

Przez zupełnie przypadek ściągnąłem sobie z sieci dosyć kontrowersyjny materiał na temat 5 największych kłamstw firm zajmujących się SEO. Autor Mat Connelly , dyrektor zarządzający firmy Matrix Marketing ujawnia w swojej dostępnej za darmo publikacji kilka następujących faktów:

Lie#1 Rankin in Google is Hard, Don’t bother trying
Lie#2 It Takes a Long Time to Rank Well in Google
Lie#3 “No Follow” Links Don’t Count
Lie#4 You Need a LOT of Content to Rank Well in Google
Lie#5 You need a LOT of Unique Content to Rank Well in Google

Dla mnie najciekawsze jest to co Connelly opisuje jako kłamstwo#4 jakoby linki „no follow” nie były brane pod uwagę przez Google przy ustalaniu pozycji strony. Connelly twierdzi, że to nieprawda. Linki „no follow” są jak najbardziej przydatne przy SEO. Nie mają takiej wartości jak linki „follow”, ale nie są też bezwartościowe, jak twierdzi wielu autorów.
O linkach „no follow” wspominają chociażby Halligan i Shah w recenzowanej wcześniej przeze mnie książce „Inbound Marketing”:

„Link oznaczony atrybutem no follow Google interpretuje jako sygnał, że właściciel strony nie życzy sobie, aby strona wskazywana przez ten link była przez niego uwiarygodniana. Oczywiście taki link pozostaje aktywny i internauci mogą go klikać, jednak z punktu widzenia optymalizacji w żaden sposób nie przekłada się on na lepsze pozycje wyszkuwiania dla wskazywanej strony…”

Mam mały ból głowy. Ciekawie co na to znawcy SEO?

wtorek, 17 sierpnia 2010

David Fincher wyreżyseruje ekranizację „Millenium” Stiega Larssona

Sensacyjna wiadomość dla miłośników Elisabeth Salander i Mikaela Blomkvista. David Fincher, reżyser mrocznego „Siedem” z Bradem Pitem i Morganem Freemanem oraz wzruszającego "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona" , pokieruje amerykańską ekranizacją pierwszej części tryptyku ”Millenium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”.

Stieg Larsson
to nieżyjący już szwedzki dziennikarz, który przynajmniej w mojej opinii napisał kryminalną powieść doskonałą. Na całym świecie sprzedano ponad 14 mln egzemplarzy książki. Powstały już szwedzkie ekranizacje „Millenium” i „Dziewczyny, która igrała z ogniem”. Z niecierpliwością czekam na wersję amerykańską. Jeżeli reżyserowałby ją jakikolwiek inny reżyser spodziewałbym się co najwyżej rozmydlonej hollywodzkiej papki dla grzecznych dzieci – w przypadku Finchera mam nadzieję na kawał naprawdę dobrego kina.

O trylogii „Millenium” pisałem już we wcześniejszych postach. Jeżeli nie wiesz o co chodzi, zapraszam na chwilę do świata Liz Salander i Mikaela Blomkvista!

PS: Lis Salander ma zagrać Rooney Mara, aktorka znana z najnowszej wersji „Koszmaru z ulicy Wiązów” (tak przynajmniej piszą w prasie, ja nigdy o niej nie słyszałem). Kontrakt na rolę Blomkvista podpisał Daniel Craig, obecny odtwórca agenta 007 Jamesa Bonda. Zagra we wszystkich trzech filmach (zostanie zekranizowana cała trylogia). Pierwsza część pojawi się w kinach w USA, 21 grudnia 2011 roku.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

„Pozycjonowanie i optymalizacja stron www” Bartosz Danowski i Michał Makaruk


„Pozycjonowanie i optymalizacja stron www” to książka marketingowa z zestawem informacji i ćwiczeń praktycznych dla marketingowców promujących swoją witrynę w sieci. Znajdziesz w niej wytłumaczone, nieraz w łopatologiczny sposób (tak że nawet ja zrozumiałem), następujące zagadnienia:

1. Sposób działania Google oraz innych wyszukiwarek
2. Metody definiowania słów i fraz kluczowych
3. Znaczenie hiperłączy (linków)
4. Systemy i proces indeksacji witryny
5. Opis zagrożeń związanych z nieprawidłowym pozycjonowaniem
6. Wykorzystanie statystyk do śledzenia ruchu na stronie
7. Reklama w wyszukiwarkach i reklama kontekstowa


Naprawdę wartościowa pozycja. Jeżeli nie wiesz co znaczy meta tag description albo znacznik title to musisz ją mieć w swojej bibliotece! Takie książki marketingowe jak pozycja Bartosza Danowskiego i Michała Makaruka zaliczam do tzw. literatury wielokrotnego użytku. Czytasz je raz, ale korzystasz cały czas! Książka wydana przez księgarnię internetową Helion kusi również bardzo fajną ceną: 29 zł!

Polecam!

PS jeżeli po lekturze książki "Pozycjonowanie..." nadal nie będziesz wiedział o co mniej więcej w tym całym biznesie chodzi, to moja rada brzmi: zajmij się czymś innym!

niedziela, 15 sierpnia 2010

"Inbound marketing" Brian Halligan i Dharmesh Shah


"Inbound marketing" to książka, która zawładnęła moją uwagą przez kilka ostatnich dni. Najlepiej książkę zrecenzował sam Guy Kawasaki, autor poczytnego bloga How to change the word: "Jeżeli masz więcej pieniędzy niż szarych komórek, możesz koncentrować swoje wysiłki na outbound marketingu. Jeżeli jednak masz więcej szarych komórek niż pieniędzy, skup się na inbound marketingu. Przeczytaj tę książkę..."

Inbound marketing, czyli właściwie co

Nazwa dziwnie brzmiąca (mi osobiście outbound i inbound kojarzy się raczej z telemarketingiem)oznacza prowadzenie działań marketingowych w taki sposób, żeby potencjalni klienci odnajdywali cię w sieci sami. Jakie działania marketingowe zaliczamy do outbound marketingu?

1. Optymalizacja i pozycjonowanie strony internetowej (przeważnie w google)
2. Prowadzenie bloga firmowego
3. Aktywny udział w mediosferze społecznościowej (Facebook, Linkedin, Twitter, Digg, StumbleUpon, YouTube.

Czym różni się outbound od inbound marketingu

Autorzy książki definiują outbound marketing jako tradycyjne formy działań marketingowych, czyi emailing, mailing tradycyjny, telemarketing i cała reszta ATL oraz BTL. Outbound polega generalnie na odwracaniu uwagi ludzi, na przeszkadzaniu w ich codziennym życiu. Minusem tej formy działań jest coraz większa odporność ludzi na tradycyjnie przesyłane komunikaty marketingowe. Zamiast oglądać reklamy w TV zmieniamy kanał, zamiast czytać oferty przesłane mailem kasujemy je jako spam, zamiast czytać ulotki wrzucamy je do kosza, itd.

Inbound to marketing ułatwiający klientom znaleźć naszą firmę w sieci, właśnie wtedy kiedy jej szukają. Jak piszą autorzy, "Daj się poznać w Google, serwisach społecznościowych i na blogu. Przestań marnować pieniądze na komunikaty marketingowe, które nikogo nie obchodzą! Uważasz, że to Ty szukasz klientów, ale tak naprawdę oni chcą poznać Ciebie". Musisz tylko dać im się znaleźć...

Dla kogo książka

Na pierwszy rzut oka, to jest po przeczytaniu 183 z 276 stron, stwierdzam że to książka dla każdego, kto zaczyna przygodę z marketingiem. Bardziej zaawansowani marketerzy, którzy mieli już do czynienia z social media, też nie będą czuli się rozczarowani, ale to przede wszystkim książka dla nowicjuszy. Jak na Amerykanów przystało napisana super przystępnym językiem i obfitująca w liczne case studies ułatwiające zrozumienie tematu.

Autorzy książki

Na zakończenie parę słów o autorach. Ich nazwiska niewiele mi mówiły, kiedy sięgałem po tę książkę w Empiku. Brian Halligan jest współzałożyciele firmy Hubspot oraz wykładowcą na MIT i w Harvard Business School.Dharmesh Shah to drugi ze współzałożycieli firmy Hubspot oraz autor blogu OnStartups.

PS: za najlepszą rekomendację książki służy jej słowo wstępne, które napisał sam David Meerman Scott, autor "Nowych zasad marketingu i PR". Tak na marginesie, książka Halligana i Shaha została wydana przez OnePress.

środa, 11 sierpnia 2010

Get Response czyli próbna kampania emailingowa za free

Dzisiaj tylko krótki wpisik (brakuje siły po ciężkim dniu w pracy). Dla marketingowców zaczynających przygodę z emailingiem mam małą podpowiedz. Do końca września zupełnie za darmo można skorzystać z platformy mailingowej Get Response.

Usługa obejmuje wysyłkę 1000 maili/newsletterów. Może to niezbyt wielka liczba, ale na początek wystarczy, by poznać zasady e-mail marketingu i nabyć niezbędnego doświadczenia.

Link do strony Get Response


PS: jeszcze nie testowałem, ale w rozmowie telefonicznej obsługa wydała mi się całkiem kompetentna (chyba się skuszę)...

wtorek, 10 sierpnia 2010

Marketingowe symbole i afera z krzyżem

Obiecywałem sobie wielokrotnie, że nie będę poruszał na moim blogu tematów stricte politycznych. Od ponad miesiąca nie oglądam telewizji i staram się omijać w necie i w gazetach informację o tzw. sprawie krzyża. Tym razem jednak nie wytrzymałem i musiałem jakoś dać upust swoim emocjom.

To co widzę napawa mnie niewyobrażalnym smutkiem. Wstydzę się…

Zawstydza mnie słabość mojego państwa, które nie potrafi wyegzekwować swoich postanowień.

Zawstydza mnie grupa ludzi
, którzy bronią symbolu, nie znając jego prawdziwego przesłania (pokora, wybaczenie, miłość do bliźniego).

Zawstydza mnie banda błaznów
, która jawnie kpi sobie z całej sytuacji i pojawia się pod pałacem prezydenckim, tylko po aby zrobić sobie fajne fotki i nakręcić śmieszne filmiki do umieszczenia na Facebooku.

Zawstydza mnie grupa, tzw. reprezentantów naszego narodu
, która stara się wykorzystać całą sytuację do swoich politycznych celów.

A najbardziej wstydzę się za polski Kościół, który po raz kolejny (patrz: afera Paetza, skandal lustracyjny Wielgusa) nie potrafi udźwignąć ciężaru odpowiedzialności i wycofuje się w bezpieczny kącik pod hasłami neutralności. „Sprawa nas nie dotyczy” mówi główny hierarcha. Przypominam, że sprawa zdaje się (mogę się mylić) dotyczy krzyża, czyli symbolu kojarzonego z chrześcijaństwem od ponad 2000 lat. Jeżeli to nie Kościół ma bronić swojego symbolu, swojego, używając marketingowego sformułowania, logo, to kto ma robić???

Wartość krzyża jako symbolu jest bezcenna. Wiedzą o tym wszyscy szmaciarze i wszelkiej maści kombinatorzy, którzy usiłują przy okazji ubić jakiś polityczny deal. Szkoda tylko, że nie wie o tym dysponent symbolu, czyli polski Kościół. Rozumiem, że wygodnie jest angażować się w politykę, wtedy kiedy jest nam wygodnie (np.: podczas wyborów), ale czasem trzeba też zrobić coś niepopularnego i jasno wyrazić swoje zdanie. Nie zawsze można być bezstronnym arbitrem! Trzeba określić swoje stanowisko i zabrać głos, zwłaszcza jeżeli dzieją się takie rzeczy! Warto pamiętać o słowach Edmunda Burke’a: „do triumfu zła wystarczy obojętność dobrych ludzi…”

PS: marketing bywa czasem nazywany policją marki. Być może Kościół powinien założyć sobie komórkę zajmującą się ochroną swojej marki i wszystkich jej symboli, np.: krzyża. Od czasu śmierci nieodżałowanego Jana Pawła II z komunikacją tej instytucji jest coraz gorzej. A podobno, jak pisał Bruno Ballardini (ksiażka „Jezus i biel stanie się jeszcze bielsza…”), to Kościół wymyślił marketing…

Strategiczne zarządzanie informacją

Bardzo dobry tekst o roli rzecznika prasowego w korporacji znalazłem dzisiaj w serwisie PROTO. Jego autor Dawid Piekarz trafił w samo sedno pisząc, że:

"informacja korporacyjna jest tym strumieniem informacji, które kształtuje się czasami z dnia na dzień i wykorzystuje codziennie, w zależności nie tylko od strategicznych, ale – przede wszystkim - operacyjnych potrzeb."

Sporo czasu spędziłem w korporacjach (koszula bliska ciału), ciągle jeszcze pracuję w korporacji stąd doskonale zdaję sobie sprawę, że informacją w wielkich organizmach należy zarządzać. Ameryki pewnie nie odkryłem, ale artykuł Dawida Piekarza wywołał we mnie kilka refleksji, którymi zamierzam się niebawem podzielić...

See you soon

Link do tekstu Davida Piekarza "Rzecznik w korporacji, czyli bardziej menadżer"

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

123people nowa wyszukiwarka osób czy Wielki Brat?

Trochę przewrotnie sformułowałem tytuł posta. Ze względu na swoje ograniczenia techniczne nowa wyszukiwarka osób w necie na pewno nie stanie się w najbliższej przyszłości Wielkim Bratem, ale może być skutecznym narzędziem w ręku Twoich obecnych lub przyszłych pracodawców, firmy rekrutacyjnych, itp.

Internet, wbrew błędnemu przekonaniu sporej grupy internautów, wcale nie jest anonimową przestrzenią. Internauto - nie zapominaj o słowach Davida Meermana Scota - "w internecie jesteś tym co publikujesz" i drobna rada "wszystko co opublikujesz w necie może być wykorzystane przeciwko Tobie, wtedy kiedy się tego nie spodziewasz"...

Czym jest 123people? To twór austriackiej firmy, który niedawno pojawił się na polskim rynku, służący do wyszukiwania osób w necie. Wyszukiwarka jest darmowa. Po wpisaniu imienia i nazwiska danej osoby wyszukuje wszystko co jest na jej temat w necie: artykuły, posty, zdjęcia, profile w portalach społecznościowych,nr telefonów, adresy email.

Polecam sprawdzić samemu www.123people.com.pl

PS: poza tym to może być całkiem niezły biznes. Co trzecie zapytanie w wyszukiwarkach dotyczy szukania czyiś danych kontaktowych!

niedziela, 8 sierpnia 2010

"Pozycjonowanie w wyszukiwarkach internetowych. Cała prawda" Rebecca Lieb


Jestem w trakcie czytania. Recenzja niebawem!

PS: książka zapowiada się niezwykle interesująco. Pomijając dosyć wysoką cenę (47 zł w Empiku), przede wszystkim ze względu na jej autorkę.

Rebeca Lieb jest praktykiem a nie teoretykiem, co gwarantuje, że czytając jej książkę nie uśniemy z nudów. Przez wiele lat była wiceprezesem i redaktorem naczelnym serwisu ClikZ Network, w tym SearchEngineWatch.com (największego na świecie zródła wiedzy na temat marketingu interaktywnego).

Marketingowe wpadki - Getin Noble Bank "Bank Znikających Oszczędnosci"

Tym razem ciekawostka z branży bankowej. Pewnie każdy z was zna instytucję zwącą się Getin Noble Bank, w telewizyjnych spotach reklamowaną przez Piotra Fronczewskiego. W brand claim marki widnieją słowa "Bank Twoich Oszczędności". W ostatni czwartek (sierpnia 2010 r.) Getin Noble Bank powinien zmienić hasło na "Bank Znikających Oszczędności"...

Cała historia rozpoczęła się następująco: w czwartek wieczorem moja żona, szczęśliwa posiadaczka konta w Getin, postanowiła zapłacić rachunki przez internet. Jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że na rachunku internetowym przestały pokazywać się lokaty. Trzymaliśmy tam oszczędnośc, także nasze zdenerwowanie było uzasadnione. W internecie ukazała się tylko informacja, że trwają prace serwisowe i nie można chwilowo dokonywać przelewów.

Pełna konsternacja. w historii lokat brak informacji, że w ogólne je posiadaliśmy, a w głowie rodzą się pierwsze złowieszcze hipotezy (hakerzy, kradzież, itp.) Na domiar złego było już po 19:00, czyli infolinia banku nie pracowała. Po nerwowej, nieprzespanej nocy żona z samego zadzwoniła na infolinię. Nikt nic nie wiedział, do pracowników zajmujących się lokatami nie można było się dodzwonić. Żona postanowiła pojechać do banku sprawdzić co się dzieje. W placówce Getin okazało się, że bank postanowił z dnia na dzień, zupełnie bez żadnego powiadomienia, zaprzestać wyświetlania na kontach internetowych informacji o lokatach. Zero informacji, zero przeprosin. Nikt nie powinien się przejmować, jak nagle z jego konta znikają oszczędności. W kategorii błędów komunikacyjnych to jest prawdziwy "wielbłąd".

PS: zresztą jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Spece z Getin narazili nas na nieprzespaną noc, bo nie chciało im się napisać na swojej stronie internetowej krótkiej informacji o zmianach w systemie. W zamian za to mogą pożegnać się z Klientem (umowy nie przedłużę, zamknę konto i wycofam wszystkie środki). Mam nadzieję, że jak parę osób pójdzie w moje ślady to ktoś tam w dziale komunikacji pójdzie po rozum do głowy. W Polsce jest duży wybór banków i naprawdę nie jestem skazany na "Bank Znikających Oszczędności"...

Marketingowe wpadki ciąg dalszy

Jeszcze nie opadły emocje związane z kontrowersyjną reklamą Lecha powieszonej naprzeciwko Wawela, a mamy już kolejnego kandydata do nagrody marketingowego idioty roku. Ten przypadek bije jednak na głowę marketingowców Kompanii Piwowarskiej. W czym rzecz?

Otóż na krakowskim hotelu Forum pojawiła się reklama napoju izotonicznego Oshee o następującej treści:„(O)żyj i zwyciężaj”. Z wypowiedzi przedstawicieli formy wynika, że nie mają sobie nic do zarzucenia, o sprawie "Zimnego Lecha" nie słyszeli i w ogóle nie rozumieją w czym problem. W odróżnieniu od działań Lecha, który popisał się co najwyżej zaskakującym brakiem wyobraźni, w tym przypadku mamy do czynienia z cyniczną grą obliczoną na zdobycie darmowego publicity i zrobienia medialnego szumu wokół marki. Przedstawiciele Oshee są chyba wyznawcami starej prawdy "Nie ważne jak piszą, byleby nie przekręcali nazwiska" (w tym przypadku nazwy firmy)...

PS: ręce po prostu opadają. Więcej informacji czytaj w proto.pl

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

"Być jak płynąca rzeka. Myśli i impresje 1998-2005" Paulo Coelho

Krótka, ale bardzo głęboka książka. Opowiada o rzeczach najtrudniejszych w sposób tak prosty, że chwilami wydaje się nawet prymitywny. Po przeczytaniu kolejnego rozdziału zmusza jednak do chwili przestoju i namysłu. Nad własnym życiem. Nad jego sensem i celem.

Co zapadło mi w pamięć?

Po pierwsze - "Miłość nigdy nie umiera. Ona się zmienia..."

Po drugie - "Każdy ma do wypełnienia swoją osobistą historię, która jest jego powodem pojawienia się na tym świecie."

Po trzecie - "Wielkie pytanie przed którym stanie ludzkość, nie będzie brzmiała "Jak żyłem?"Będzie brzmieć "Jak kochałem?" Ostateczną próbą w drodze do zbawienia jest miłość.."

Marketingowe wpadki "Zimny Lech"

Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi (powątpiewam w istnienie takich osób, ale z dziennikarskiego obowiązku muszę napisać) - obok Wawelu gdzie spoczywa miłościwie nam niegdyś panujący św. Lech Kaczyński, Kompania Piwowarska powiesiła olbrzymi bilbord z hasłem swojej letniej kampanii promocyjnej "Zimny Lech". Komentarza fakt ten raczej nie wymaga...

Po reakcjach oburzonych polityków i mieszkańców hasło zdjęto (niezbyt szybko). Bilbordu nie ma, ale niesmak pozostał. Brak wyobraźni jest poważną przeszkodą, nie tylko w marketingu!

niedziela, 1 sierpnia 2010

Jak napisać list sprzedażowy?

W marketingu bezpośrednim, zwłaszcza w sektorze usług finansowych, pisanie listów sprzedażowych to abecadło początkującego marketingowca. Od tego zaczyna każdy. Warto wiedzieć, jak to zrobić dobrze.

1. Zastanów się do kogo piszesz. Przejrzyj badania, pogadaj z ludźmi mającymi bezpośredni kontakt z klientem (chyba że masz własne doświadczenia), przeczytaj skargi, zajrzyj na fora odwiedzane przez klientów.

2. Zwizualizuj sobie człowieka do, którego piszesz. Nadaj mu imię i nazwisko plus inne cechy demograficzne, np. Piotra Kowalski, wiek:45 lat, wykształcenie: średnie, zawód: mechanik samochodowy, pomyśl co lubi robić w wolnym czasie, np: wędkuje, gra w piłkę w amatorskiej lidze. Na koniec nadaj mu tożsamość - znajdź zgodne z Twoim wyobrażeniem zdjęcie w necie, wydrukuj i powieś obok komputera, tak by ciągle miał je przed oczami.

3. Pomyśl, czego chcesz od Twojego Piotra Kowalskiego. Jakiej reakcji od niego oczekujesz? To serce marketingu bezpośredniego. Chcesz wywołać określona reakcję klienta, np: zadzwoń na naszą infolinię, wyślij emaila,zarejestruj się na naszej stronie internetowej, wyślij kupon.To najważniejsza część Twojego listu.

4. Pomyśl, dlaczego Piotr Kowalski miałby zrobić to czego od niego chcesz. Jaki ma w tym interes, co może zyskać. Chodzi o realną, a nie wydumaną korzyść. Język korzyści jest kluczowy w marketingu bezpośrednim. Korzyści dla Klienta warto wypunktować, tak żeby rzucały się w oczy. Jeżeli poprzedni punkt mówi ci co Klient powinien zrobić to ten mówi raczej dlaczego powinien to zrobić. To sedno przekazu. Każdy człowiek potrzebuje wewnętrznego uzasadnienia, rodzaju usprawiedliwienia dla swoich decyzji. Jeżeli mu je dostarczysz w odpowiedniej formie - Klienta jest Twój.

5. Przygotuj plan listu. Koniecznie podziel list na części. Zastanów się, gdzie umieścić elementy konieczne, np: data, podpis,disclaimer, call to action (zadzwoń, wejdź na stronę itp.)To rodzaj sztuczki psychologicznej. Te dane masz zazwyczaj gotowe. Wstawiając je do treści listu masz 15% z głowy. Przy okazji dostajesz psychologicznego pozytywnego kopa.

Uwaga: plan listu to plan argumentacji, zastanów się jakich argumentów użyjesz, logicznych czy emocjonalnych, w jakiej kolejności,itp.

6. Teraz możesz zabierać się do pisania. Zacznij od mocnego zdania na początek. Mocne otwarcie to podstawa.
Jeżeli nie zaintrygujesz klienta w pierwszym zdaniu to masz 90% szans, że Twój list wyląduje w koszu. Dosłownie masz jedno zdanie szansy, by przekonać klienta, że warto przeczytać ten list.

a)to najtrudniejsza faza, będziesz się borykał z brakiem natchnienia, drukował kolejne wersje, nanosił poprawki i wypełniał kosz zmiętymi kartkami papieru,uwaga: pamiętaj, że sprawdzanie listów i wychwytywanie błędów najlepiej wychodzi podczas czytania go na głos,

b)jeżeli masz możliwość zostaw sobie na pisanie minimum dwa dni,nic tak nie robi dobrze jak spojrzeć na swoje arcydzieło świeżym okiem następnego dnia,

c) jeżeli jesteś zadowolony z Twojej pracy daj list do przeczytania komuś z zewnątrz (koniecznie spoza marketingu, najlepiej spoza firmy), nanieś ostatnie poprawki i wal do przełożonego...

7. Po akceptacji przełożonego lub przełożonych (łatwo się piszę, w rzeczywistości czeka Cię niełatwe zadanie) sprawdź, czy Twój tekst jest spójny,tzn. czy nie zawiera wewnętrznych sprzeczności, czy pasuje do grafiki (jeżeli stosujesz ją na podkładzie listu dla wzmocnienia przekazu)itp.

8. Last but not the least. Przed wysłaniem do druku dokładnie sprawdź podawane adresy, nr telefonów, email, stron internetowych, itp. Warto też pokazać list prawnikowi, a jeżeli organizujesz konkurs również specjaliście od prawa podatkowego.

Czy marketingowiec musi być dobry z matematyki?

Zła wiadomosc dla zdeklarowanych humanistów (sam do nich należę). Nawet jeżeli pracujesz w komunikacji i odpowiadasz za kreację to bez znajomości matematyki sobie nie poradzisz. Jeżeli choć trochę nie znasz się na statystyce to nie przeanalizujesz żadnego raportu. Np: cały marketing bezpośredni opiera się na bazach danych. Ja na przykład miałem z tym duży kłopot na początku. Całe życie poruszałem się sprawniej w świecie słów i idei. Z liczbami szło mi dużo gorzej. Na szczęście udało mi się jako ujarzmić cyfry, ale kosztowało mnie to dużo pracy...

PS:czy marketingowiec powinien znać matematykę? Jeżeli chce awansować to na pewno. Jak inaczej zaplanuje kampanię albo policzy budżet....

Bezsensowane kampanie - bez endu

Bezsensowne kampanie marketingowe to temat rzeka. Agencje popisują się w nich swoją kreatywnością, po to by zdobyć kolejne nagrody w konkursach branżowych, a firmowy dział marketingu wmawia wszystkim dookoła, że buduje świadomość marki. W rezultacie mnóstwo pieniędzy wyrzuca się po prosto w błoto. Jakie to kampanie?

Świetnie zrobione, pomysłowe, śmieszne spoty telewizyjne, o których wszyscy mówią, tyle że nikt nie pamięta nazwy marki ani nawet produktu. A przecież już Ogilivy mówił, że reklama która nie sprzedaje nie jest kreatywna!

PS: przykład takiej reklamy to w mojej opinii spot "Bez endu" telefonii komórkowej (chyba, ale pewien nie jestem) 36,6!