czwartek, 17 lutego 2011

Marcin Gortat i zegarki Tissot Couturier czyli reklamy (prawie)idealne, część I

Reklamy nie dają nam spokoju. Atakują zawsze i wszędzie: na ulicach, dworcach, a nawet w toaletach. Większość uodporniła się na te ataki. Przestajemy dostrzegać reklamy i traktujemy je jak powietrze. Rzadko zdarza się, że na ulicy billboard lub plakat na dłużej przyciągną nasz wzrok. Jeszcze rzadziej, gdy zostaną nam w pamięci. Niewielu twórcom reklam to się udaje. Jeżeli już sprawią, że reklama zagości w naszej świadomości, są prawie w domu. Czasem prawie czyni jednak ogromną różnicę… 


Parę razy w życiu zdarzyło mi się, że reklama którą zapamiętałem, zaczynała po dłuższej chwili namysłu wywoływać we mnie uczucie dyskomfortu. Coś mi nie grało, tylko do końca nie wiedziałem co. Takie reklamy zwykłem nazywać reklamami (prawie)idealnymi i to właśnie im poświęcam kolejny cykl postów.W pierwszej „kwarcie” na boisku pojawi się Marcin Gortat i zegarki Tissot. Reklamodawcy prawie udało się umieścić piłkę w koszu. W ostatniej chwili wykręciła się jednak z obręczy...

Diabeł tkwi w szczegółach
Reklama zegarków Tissot z Marcinem Gortatem na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie profesjonalnej roboty. Porywająca na pewno nie jest, ale z technicznego punktu widzenia trudno się do czegoś przyczepić. Dobrze wyeksponowany packshot produktu poprzez wykorzystanie brązowego koloru świetnie kontrastującego na tle czarno-białego tła, przyciąga wzrok. Czarno-białe zdjęcie Marcina, którego wizerunek 100-procentowego profesjonalisty pasuje do marki Tissot, wyróżnia się swoją dyskretną elegancją. 

Wszystko niby ok, ale kiedy dłużej przyjrzałem się reklamie coś mi zaczęło nie pasować. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie w czym rzecz. Jak zawsze diabeł tkwił w małym szczególe. Marcin Gortat, jedyny polski koszykarz grający w NBA, eksponuje zegarek siedząc w szatni, przebrany w strój meczowy swojej ówczesnej drużyny Orlando Magic. 

Elegancki zegarek pasuje do stroju koszykarskiego, w którym zaraz wybiegnie się na boisko, jak pięść do nosa. Twórca reklamy trochę w tym miejscy przedobrzył. Każdy kto kiedykolwiek grał w kosza czy piłkę nożną wie, że przed wejściem na boisku trzeba bezwzględnie zdjąć biżuterię i zegarek. Takie są przepisy.


Z zegarkiem na ręku nikt na boisku nie wyjdzie, dlatego to to pierwsza rzecz, jaką gracz zdejmuje przygotowując się do meczu lub treningu, i zarazem ostatnia, którą zakłada po jego zakończeniu. Dlatego właśnie Gortata sfotografowany w stroju meczowym, z piłką i zegarkiem na ręku wygląda nienaturalne. Twórca reklamy lepiej  by wyszedł na zmianie tła na bardziej oficjalnie i przebraniu Marcina w garnitur (lub smoking). 

O co chodziło autorowi?
Odnoszę nieoparte wrażenie, że autor zdjęcia usiłował trafić jednocześnie do przynajmniej dwóch grupy odbiorców.

Pierwsza to ludzie, którzy interesują się sportem, i kojarzą Marcina Gortata z koszykówką NBA. Druga to ludzie słabiej orientujący się w tematyce sportowej. Oni mogliby mieć problem z rozpoznaniem Gortat ubranego, np.: w garnitur. To głównie dla nich autor wymyślił oprawę zdjęcia (szatnia koszykarska), dodał podpis (Marcin Gortat – koszykarz) oraz wyeksponował symbole związane z koszykówką (strój i piłka). 
W założeniu miały one odgrzebywać w pamięci odbiorców wspomnienia z TV, gdzie dosyć często Marcina pokazują. 

Być może tego typu zabieg ma swoje głębsze uzasadnienie, ale powiem szczerze – mnie dosyć mocno to razi. Poczułem się przez chwilę, jak ktoś kogo inteligencji i orientacji w świecie bardzo mocno się nie docenia. Dosłownie: głupszy niż jestem. A chyba nie taki miał być cel tej reklamy…

Część druga postu o (prawie)idealnych reklamach już w marcu!

Ps. zastrzegam, że nie dysponuję żadnym wynikami badań. Piszę tylko i wyłącznie o moich odczuciach związanych z reklamą Tissot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz