Praca w marketingu to jedna wielką i niekończąca się zmiana. Generowanie nowych pomysłów jest łatwe, fajne i przyjemne. Wprowadzanie ich w życie już nie. To ciężka mrówcza praca. Dziesiątki poprawek do ostatniej chwili. Ciągłe testowanie, sprawdzanie, zasięganie opinii. Zmienianie haseł i doszlifowywanie grafiki. Zastanawianie się, czy projekt chwyci.
Praca nad jednolistkową ulotką przeradza się czasem w morderczy kilkutygodniowy maraton. Uzgodnienia z przełożonymi, z prawnikami, itp. Zmienianie pojedynczych słów w tekście listu sprzedażowego. To może wykończyć każdego. Jeżeli nie polubisz słowa zmiana - to nie masz czego szukać a marketingu...
Niestety minusem takiego systemu pracy jest słowo kompromis. W wielkich korporacjach projekty marketingowca są najczęściej efektem kompromisu i jak to zwykle z kompromisami bywa - bywają nieczytelne. Konieczność uzgadniania stanowisk kilku decyzyjnych osób bywa nieraz zabójcze. Czasem człowiek puszczając plik produkcyjny do drukarni ma wrażenie, że jego początkowy pomysł przerodził się w dziwną hybrydę oczekiwań kierownictwa. Zastanawiasz się, czy to mój pomysł, czy to na pewno ja go wymyśliłem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz